bym była chciała wyjść za mąż powtórnie, uczyniłabym to dawniej; teraz byłoby to śmieszne.
— Nie rozumiemy się. Ja mówię o Wikci, może właśnie wyjdzie za wieśniaka i osiądzie w naszych stronach; w takim razie niewątpliwie i ty mieszkałabyś na wsi...
— Nie wiem, dalekie to jeszcze, w każdym razie i wątpliwe. Cobym uczyniła, nie mam pojęcia boć i miasto nie jest bez zalet, zwłaszcza gdy się kto przyzwyczai. Skąd przychodzi ci myśl, że Wikcia może wyjść za wieśniaka; czy powiedziałaś to tylko tak sobie, czy też...
— Bez przyczyny nie mówię... Zresztą zobaczysz...
— Zaciekawiasz mnie, intrygujesz...
— Bądź cierpliwą do wieczora; będziemy mieli gości; kto wie co z tego może wyniknąć. Dla mnie to wielka przyjemność patrzeć na zakochane pary, swatać, kojarzyć małżeństwa, tak to jakoś ożywia i zajmuje...
— Wierzę ci, ja sama mam tę słabostkę, a że Wikci dotychczas jeszcze nie wydałam, to tylko dlatego, że byłoby mi przykro rozstawać się z nią... Taka dobra dziewczyna!
— Kawa już podana, ostygnie, chodźmy...
Pani prezesowa wyszła przed domek, przywitała się z panienkami i zasiadła do stołu. Wnet też
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/153
Ta strona została skorygowana.