Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

— Chyba, że dla niej to poświęcenie uczynię, ale muszę się przed towarzystwem, a zwłaszcza przed pannami, usprawiedliwić...
— I co ci na tem zależy?
— A Wincusiu kochany, opinia! Przedewszystkiem opinia. Aczkolwiek nie jestem młodzik, ale nie chcę stanowczo być zaliczonym do kategoryi niedołęgów... Dziękuję uniżenie, mam prawo wymagać jeszcze czegoś od życia...
Szwagier pana Eugeniusza śmiechem wybuchnął.
— W istocie — rzekł — masz prawo wymagać od życia, ciepłego pieca, szlafroka, fajki na długim cybuchu i tabakierki, choćby nawet złotej... To ci się słusznie należy...
— Wicuś — rzekł radca z godnością — jeżeli masz zamiar traktować mnie w ten sposób, w takim razie kwita z przyjaźni; graj sobie z prezesową i z dziadem, czy z prezesową i dwoma dziadami, a ja uciekam z młodzieżą. Bywaj zdrów. Mówię to na seryo i stanowczo.
— Nie bądź-no taki zawzięty, kochany Lucyanie, idź do prezesowej i szepnij jej, że urządzimy partyjkę...
Radca usłuchał, wytłómaczywszy się poprzednio przed pannami, że aczkolwiek przepada za wycieczkami, i nie zna nic milszego nad towarzystwo młodych osób, jednak musi zrobić poświęcenie dla