Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

stsze faktorne; wyszukiwał też interesantów bardzo energicznie, wmawiał konieczność zaciągnięcia małej pożyczki w ludzi wcale jej nie potrzebujących. Chociaż ciągle mówił o ostrożności, w gruncie rzeczy wielkich skrupułów pod tym względem nie miał, ryzyko głównie padało na wspólnika, a nagroda za pośrednictwo zawsze była pewna.
Mośkowi na myśl nawet nie przychodziło, że Judka, taki Judka, taki zdolny człowiek, mógłby się nie poznać na odpowiedzialności klienta, lub niepewnemu dawać opinię solidnego. To też gdy Judka biegał po wioskach i geszefta obrabiał, Mosiek najspokojniej siedział w domu, lub spacerował po rynku, zabawiał się przyjemnym dyskursem, albo też, bez określonego celu, tylko tak sobie, dla rozrywki, chodził na targ, między chłopskie fury, zobaczyć, co jest na sprzedaż, kto kupuje, po czemu płaci.
Taka wycieczka dawała mu zawsze wiele przyjemnych wrażeń i wzbogacała jego umysł wieloma cennemi spostrzeżeniami.
Podziwiał apatyczne usposobienie chłopów i gorączkowę energię przekupek; spostrzegł i obliczył, że żydówka zanim kupi od baby wiejskiej woreczek orzechów, musi wypowiedzieć trzy razy tyle zaklęć, ile orzechów się znajduje w woreczku; podziwiał bystrość kupców, nabywających zboże od