chłopów, i zręczne manewrowanie z wagą dziesiętną; zachwycał się działalnością swej żony, która w targu była genialną kobietą; dowiadywał się nowości od żydków z sąsiednich miasteczek; wzbogacał umysł swój wiadomościami, które do niedawna jeszcze były dla niego zupełnie obce, lub obojętne.
Dawniej, gdy przywlókł się z wędrówki po wioskach, myślał tylko o tem, żeby się dobrze wytrzeć spirytusem kamforowym i położyć się jaknajbliżej pieca, obecnie nie doznaje zmęczenia, ani bólu, jest swobodny, pragnie rozrywek umysłowych, wypala dwie fajki tytuniu na godzinę, ciągle otacza się dymem, czasem marzy i snuje różne projekta odnoszące się do przyszłości.
Pachnie mu większe miasto i większe interesa. Niech no się tylko kapitał potroi, zaraz będzie co innego, Mosiek wyjdzie na szerszy świat. Taka już natura ludzka, ciągle licytuje in plus swoje żądania.
Pewnego dnia, na rynku, Mosiek miał bardzo poważny dyskurs ze swoim wujaszkiem, starym Abramem.
Usiedli obaj na korycie przy studni, ozdabiającej samo centrum ich rodzinnego miasteczka.
Abram poczęstował siostrzeńca tabaką i oświadczył, że bardzo cieszy się ze zmiany jego losu.
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/186
Ta strona została skorygowana.