doskonale żeśmy się spotkali na drodze, to bardzo dobrze się zdarzyło dla was...
— Ano pewnie; ja takich interesów nie robiłem i nie jestem znawca.., błąkałbym się tylko po mieście od jednego do drugiego żyda i albobym co wskórał, albo i nic...
Mosiek zaprowadził chłopa do szynku i kazał mu tam czekać, sam zaś udał się na poszukiwanie Mośka, w tym celu poszedł do domu i miał długą konferencyę ze swą małżonką, poczem usiadł spokojnie na ławce, zapalił fajkę. Chciał tym sposobem przekonać czekającego w szynku chłopa, że nakłonienie kapitalisty do zawarcia tranzakcyi nie jest łatwem zadaniem, że na to trzeba dużo czasu i wymowy.
Chłop niecierpliwił się, coraz wyglądał przez okno, czy usłużny pośrednik nie nadchodził, obawiał się, że zażartowano z niego. Już miał zamiar wyjść i rozpocząć starania na własną rękę, gdy nadszedł Mosiek, zmęczony i zadyszany.
— A tom się naczekał? — rzekł chłop.
— Niech dyabli wezmą taki interes — odpowiedział Mosiek. Kto się mógł spodziewać, że ten gałgan pojedzie, i dopiero za trzy dni powróci. Tymczasem tak się stało. Jego nie ma w mieście.
— Oj nieszczęście moje, cóż ja teraz pocznę!
— Nie bójcie się, ja wszystko zrobiłem. Musiałem
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/198
Ta strona została skorygowana.