Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

szukać sposobu i znalazłem... Ja na każdą rzecz znajdę sposób, jak potrzeba... On pojechał, ale ona jest.
— Kto niby...
— Jego żona, ona nam pożyczy, to będzie trochę drożej kosztowało, bo ona bardzo chciwa jest, ale co zrobić, jeżeli pilno, to warto zapłacić więcej, jeżeli nie pilno, to szkoda... Możecie kilka dni czekać, to poczekajcie.
— Wiadomo wam, że nie mogę...
— To nie ma co bałamucić, tylko idźmy... Śpieszmy, póki ona w domu jest...
— Chyba nie wyjeżdża?
— Jeszcze gorzej, ona lubi wychodzić na miasto, a gdy wyjdzie, to lubi z kobietami gadać, a jak zacznie gadać, to może gadać do północy... Ona ma taką naturę...
— To idźmy...
— Idźmy, idźmy. Ona obiecała czekać, ale nie długo...
Mosiek przez boczne uliczki, tyłami zaprowadził chłopa do swego mieszkania i po zawziętym targu zrobił co przyobiecał. Chłop wziął pieniądze, podpisał rewers, dał Mośkowi faktorne i pośpieszył do domu, a Mosiek radował się, że zrobił doskonały interes. Żeby częściej trafiały się takie, mógłby obchodzić się bez faktora i bez wspólnika.