uproszeni przez niego, aby zechcieli zaczekać i przekonać się dowodnie, że Mosiek jest pokrzywdzony, aczkolwiek milczy, zaś Judka jest krzywdzicielem, chociaż lamentuje i krzyczy.
Mosiek otworzył nareszcie drzwi i zaczęła się długa dysputa, w której prym trzymał wujaszek Abram. Biedny Mosiek dowiedział się o takich rzeczach, o których mu się nawet nie śniło, dowiedział się, że Judka jest nadzwyczajny ryzykant, że lekkomyślnie, a może nawet rozmyślnie poumieszczał pieniądze Mośka u ludzi, których odpowiedzialność finansowa jest wątpliwa, że całem jego staraniem było złapać faktorne, bez względu na następstwa, że dbał o majątek swego wspólnika akurat tyle, co o zeszłoroczny mróz; jednem słowem wujaszek rozwinął kompletny akt oskarżenia.
Dwaj kupcy, uproszeni do wysłuchania tych żalów, oraz do udzielenia dobrej rady, poważnie kiwali głowami i zażądali dowodów.
— Jakich dowodów wam trzeba? — wołał wujaszek — ja mówię, to dość. Ja patrzę, ja miarkuję, mam przypuszczenia, a skoro miarkuję, to w tem coś jest. Krótko mówiąc, trzeba Mośka ratować i ja was bardzo proszę, wdajcie się w to...
Blisko do północy trwała dysputa i postanowiono całą rzecz oddać pod sąd mężów uczonych, nabo-
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/203
Ta strona została skorygowana.