Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

— Wcale nie kupuję, mam wielkie zapasy. Zresztą na co wam zatrudnienie, zarobiliście dość pieniędzy, macie z czego żyć...
— Nie bardzo, stratę mam, na złego wspólnika trafiłem, poszedłbym znów chętnie do lasu, na pisarza.
— Idźcie, jeżeli wam się podoba, ale u mnie nie znajdzie zatrudnienia...
Mosiek, bardzo smutny powrócił do domu, gdzie oczekiwała go żona z wymówkami, z płaczem, że taki śliczny las, taki majątek zmarnował i zaprzepaścił.
— Ja ci to z góry przepowiadałam, ja miałem przeczucie, że się tak skończy...
— Czekaj, jeszcze się nie skończyło, jeszcze mam pieniądze u ludzi, jeszcze wyspekuluję taki interes, że wszyscy bogacze zazdrościć mi będą.
— Ty wyspekulujesz! ty?
— Dlaczego nie...
Szanowna małżonka wybuchnęła spazmatycznym śmiechem.
— On wyspekuluje! taki niedołęga, taka pusta głowa, człowiek, który nie potrafi trzech zliczyć, zamierza coś wyspekulować! Niech moje wrogi mają takie spekulacye!
Mosiek zatkał sobie uszy, uciekł z domu, wyszedł, za miasto i usiadłszy na kamieniu, rozmyślał o