„wyobraźcie sobie, jakbym śpiewał, gdybym miał gardło w porządku...“
Przy takiem usposobieniu pani Felicyi, obiad przechodził niby wielka sprawa sądowa, w której ruchliwa gosposia była instygatorem, kucharka oskarżoną, a wszyscy goście gorliwymi jej obrońcami. Radca szczególniej bywał wymownym, gdyż na gastronomii się znał i uważał ją za sztukę, przynoszącą zaszczyt pomysłowości i geniuszowi ludzkiemu. Zdanie swoje umiał zawsze poprzeć jakąś sentencyą, cytatą z dzieł wielkich autorów, to znowuż powoływał się na powagę współczesnych znawców i smakoszów.
Pani Felicya zachwycała się erudycyą radcy, prezesowa zaś twierdziła stanowczo, że powinien on napisać dzieło o gastronomii i głęboką swą wiedzę w tej specyalności przekazać późniejszym pokoleniom. Panna Wiktorya miała z tego powodu tysiące okazyj do żartów z zakochanego radcy, on wszakże wszystkie jej docinki znosił z filozoficznym spokojem, nie próbując nawet bronić się.
W ogóle nastrój całego towarzystwa był wesoły i serdeczny, nawet pani Marcinowa, zwykle poważna i zamyślona; śmiała się nieraz szczerze z figlów i zabaw młodzieży.
Wizytowano się często, tak, że prawie co drugi dzień obydwa domy sąsiedzkie łączyły się we
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/208
Ta strona została skorygowana.