— Albo ja wiem... to jeno stangret mówił, że młodszy panicz zrana do stajni wpadł i kazał, żeby szykować powóz i cztery konie piorunem. Zawdy u młodych tak! Starszy pan, jak się gdzie wybiera, to po gospodarsku, zawczasu, a młode panowie są prędkie.
— A może który z nich miał pojechać?
— Nie, pani pojechała...
— Sama?
— A pani, widziałem na swoje oczy... Stangret zajechał, pani wsiadła, maleńki tłomoczek za nią wynieśli. Z miejsca ruszył jak wiatr, tylko się powóz mignął...
— No, to jest koniec świata!
— E, chyba jeszcze nie... jakoś ludzie o tem nie gadają a przecież o takiem zdarzeniu byłoby chyba coś słychać...
— Co ty wiesz, mój człowieku, mówię, że koniec świata i dość...
— Ha, może — rzekł wieśniak apatycznie — toż i ksiądz w kościele zawdy mówi, jako nie jesteśmy wiedzące ani dnia, ani godziny...
Pani Felicya już nie słyszała tej sentencyi, pobiegła bowiem do męża, aby się z nim tą wiadomością podzielić. Nad wszelkie spodziewanie, wieść tak, według zdania pani Felicyi, ważna, nie wywarła na panu Eugeniuszu żadnego wrażenia;
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/210
Ta strona została skorygowana.