Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

wprost oświadczył, że nie widzi w tem nic nadzwyczajnego.
— Trzeba jej było jakiegoś sprawunku, więc pojechała...
— A ja ci mówię, że w tem coś jest; nie wyjeżdża się bez racyi... nagle, nie uprzedziwszy nikogo... wiedząc, że mamy gości i że... w ogóle trzeba szanować łączność towarzystwa, a nasz dom i ich dom, jak teraz stanowi prawie jedno przyjacielskie kółko... temu chyba nie zaprzeczysz...
— Ani myślę, ale też nie widzę w czemby właściwie wyjazd pani Marcinowej miał zmienić postać rzeczy... Wszystko jest dotychczas, jak było i będzie nadal tak samo... Dlaczego się niepokoisz?
— Bo w tem coś jest...
— Imaginacya...
— Nie wytłómaczysz mi, jestem silnie zaniepokojona i z upragnieniem czekam, żeby kto od nich tu się pokazał...
— Pociesz się, cierpliwość twoja nie będzie wystawiona na długą próbę. Dziś rozpoczyna się montowanie maszyn fabryczki, którą do spółki z panem Marcinem zakładamy. Józio zaproszony jest jako rzeczoznawca. Oczywiście, nie przyjedzie sam, ale z ojcem i z bratem. Lada chwila ich się spodziewam, będziesz więc mogła badać ich, przeprowadzać inkwizycyę, skoro jesteś taka ciekawa i