Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

skoro ci tak na tem zależy... Nie wątpię, że na dnie owego morza różnych przypuszczeń, które cię w tej chwili trapią, znajdziesz bagatelę, może kwestyę sprawienia nowej sukni lub coś podobnego, w każdym razie drobiazg...
W tym razie, pan Eugeniusz mylił się, bo cel podróży pani Zofii nie był bagatelką, ani dla niej samej, ani dla całej rodziny; stroskana matka wybrała się na poszukiwanie Władzi... Uczyniła to po dojrzałym namyśle i po długiej rozmowie z mężem.
Przez drogę, zanim dojechała do stacyi, następnie w wagonie drogi żelaznej zastanawiała się nad pytaniem, w jaki sposób zbadać duszę tej dziewczyny, wydobyć z niej prawdę.
W Warszawie zatrzymała się u znajomych, a dowiedziawszy się o adresie swej wychowanki, postanowiła pójść do niej. Wybrała sie wieczorem gdyż uprzedzono ją, że dopiero o ósmej Władzia powraca do domu.
W starej dzielnicy miasta, na ulicy Kościelnej, mieszkała pewna emerytka, matka dwóch niemłodych już córek; od niej to Władzia odnajmowała malutki pokoik, u niej miała stół i opiekę. Emerytka była to kobiecina starej daty, nie odznaczała się wysokim polotem myśli, lecz miała serce dobre i charakter prawy. Dla Władzi była dobrą i troskliwą opiekunką, a traktowała ją jak własną córkę.