— Czekaj... Wstąp jeszcze do stajni i powiedz Ignacemu, żeby zaprzągł siwe konie do starej bryczki i żeby za pół godziny zajechał. Mośka proszę — dodał, otwierając drzwi.
Znaleźli się w pokoju dużym, widnym, umeblowanym bardzo skromnie. — Pomiędzy oknami stał stół dębowy, długi i szeroki, zarzucony książkami i papierami; znajdowały się na nim próbki zboża różnego i nasion w szklannych słoikach.
Przy jednej ścianie stała szafa, również dębowa, duża, fundamentalnie zbudowana. Na niej, na wierzchu, dokoła czerwone jabłka, ustawione rzędkami, napełniały cały pokój zapachem.
Na tejże ścianie wisiał ogromny wieniec z kłosów pszenicznych, przeplatany kwiatami.
Wprost szafy, przy drugiej ścianie, znajdowało się łóżko, nad niem hebanowy krycyfiks, niżej strzelba i stara torba myśliwska, kilka krzeseł dębowych i takaż ława przy drzwiach, dopełniały całości...
Pan Marcin wskazał Mośkowi ławę, sam usiadł przy stole i przerzucał jakieś papiery, a marszczył przy tem brwi i namyślał się widocznie.
Nagle odwrócił się i zapytał Mośka:
— Masz czas?
Mosiek zawahał się. Pytanie niby bardzo proste, a jednak... Niewiadomo, o co idzie. Jeżeli od-
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/22
Ta strona została skorygowana.