Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

powiedzieć wprost „mam,“ bez żadnych restrykcyj, to wartość handlowa tego czasu znacznie się obniży; — w przeciwnym razie, będzie większą; ale któż zaręczy, czy nie znajdzie się zaraz pod ręką kto inny dysponujący swym czasem bezwarunkowo. W takim razie można stracić wszystko.
Mosiek wybrał drogę pośrednią i odpowiedział ogólnikowo:
— Każdy człowiek ma swoje zatrudnienie, ale, jeżeli trzeba, żeby miał czas, to może mieć czas. Bogu dziękować, jest to towar, którego się nie kupuje...
— Pytam poprostu, czy masz czas?...
— No, dlaczego nie?... Mam... Ile tego czasu pan dobrodziej potrzebuje? Godzinę, miesiąc, rok?...
— Dwa dni...
— Dwa dni? Co ja mam robić przez dwa dni?
— Pojedziesz naprzód do Woli; tam we dworze dowiesz się, czy pan Sakowski już powrócił z Warszawy...
— Bardzo dobrze.
— Prawdopodobnie jeszcze go niema, otóż zapytaj, kiedy powróci.
— Już ja to wywącham: pachciarz powie mi prawdę. Komu innemu nie powiedziałby takiego sekretu, ale mnie powie. Ja jestem jego krewny.
— Nic nie wąchaj i kuzyna swego nie fatyguj,