Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

— Czy tylko cioteczka?
— Ach! oni tu wszyscy tacy dobrzy dla mnie...
— Dlaczego szczera nie jesteś, Władziu... ja przed tobą nigdy sekretu nie miałam...
— Jakie sekreta?...
— Ty już tu na zawsze zostaniesz, Władziu, wszak zgadłam?
— Albo ja wiem...
— Ja to przeczuwałam, domyślałam się tego oddawna... Niech ci Bóg da szczęście, życzę z całej duszy. Tobie i jemu, oboje jesteście warci szczęścia...
— Helenko! kto ci o tem powiedział?
— Moje przeczucie...
— Dziękuję ci za dobre życzenia, ale proszę nie mów nikomu, to do czasu sekret. Ja przynajmniej, nie chciałabym, żeby teraz o tem już wiedziano... To wszystko stało się tak szybko, tak niespodziewanie... gdyby mi ktoś powiedział przed tygodniem, że tu będę, że te miejsca zobaczę, nie uwierzyłabym nigdy... Ciocia przyjechała do mnie do Warszawy, sama przyjechała... Ach, ona taka dobra, taka serdeczna... Cóż miałam robić?...
— Czy ty go kochasz? — zapytała Helenka.
— Czy ja go kocham?... Cóż ci mam na to odpowiedzieć, moja droga... Z myślą o nim żyłam,