kilka mil od nas, nawet w dobrej ziemi, ale zapuszczony, zaniedbany, zadłużony folwark... tam byś miał co robić. Można go kupić bardzo tanio, gdyż właściciel stary i niedołężny człowiek, pozbyłby się chętnie ciężaru, z którym rady sobie dać nie może... Gdybyś ten folwark objął, miałbyś pracę ogromną, która jednak sowicie opłaciłaby się w przyszłości... Kup...
— Za co?
— Nie wiele na to potrzeba, posag twojej przyszłej żony wystarczy, możecie nabyć wspólnie.
— Ojciec żartuje chyba, moja przyszła żona wcale posagu nie posiada...
— Mylisz się, synu... Od chwili gdyśmy ją wzięli na wychowanie, corocznie odkładałem dla niej pewną sumkę, matka twoja dorzucała do tego coś ze swoich oszczędności i takim sposobem majątek Władzi powiększał się ciągle... Mieliśmy zawsze na myśli przyszłość tej sieroty, ją samą wszakże nie wtajemniczaliśmy, w nasze zamiary... Kiedy postanowiła opuścić nasz dom i przysposabiać się do samodzielnej pracy, aczkolwiek było mi to trochę przykro, zezwoliłem na wyjazd; mieliśmy jednak na nią oko, i w jakiejś chwili stanowczej, czy gdyby wychodziła za mąż, czy też gdyby była chciała założyć pracownię na własną rękę, byłbym jej ten uzbierany fundusz wręczył...
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/244
Ta strona została skorygowana.