Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/258

Ta strona została skorygowana.

— Jestem pewna, że się pokaże jaknajlepiej. Wszystko za tem przemawia, nawet moje przeczucia, z których pan się śmieje zwykle. Coś mi mówi, coś mi szepce do ucha, że Władzia będzie szczęśliwa...
— Daj Boże, ale w obec tej pewności, nie rozumiem na co przydać się może moja rada?
— A majątkowa strona kwestyi! Czy mam oddać Wikci odrazu cały jej i mój majątek, czy też dość będzie płacić procent do czasu...
— A przepraszam. Z chwilą gdy panna Wiktorya wyjdzie za mąż, opiekunem jej i zarządcą majątkowym będzie mąż, majątek więc należy wydać. To w porządku, ale co do osobistych funduszów pani prezesowej, za pozwoleniem... Nie, nie można. Ja się temu sprzeciwiać będę... Na łasce pani chce być?
— Oni tacy dobrzy...
— Proszę, któż to oni?! Panna Wiktorya bez niego nic zdziałać nie będzie mogła, a on... ja nie wiem, kto on jest i choćby był nietylko, jak pani mówi sympatycznym chłopcem, ale nawet, aniołem, to jeszcze nie racya, żeby pani wyzuwała się z majątku i była na jego łasce. Pani prezesowa musi mieć byt zapewniony i niezależność aż do śmierci; wszelkie darowizny, zapisy i tak dalej, do-