Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/260

Ta strona została skorygowana.

— Niepoprawny fantastyk z pana...
— Jeżeli pani podoba się nazywać stałość fantazyą, to rzeczywiście jestem fantastyk i takim zginę...
Prezesowa spojrzała znacząco na starego kawalera.
— Ach — rzekła po chwili — czyżby pan seryo o niej myślał?...
— Ja zawsze myślę na seryo i rozumiem przecie chyba, że obecnie jestem tu wcale niepotrzebny...
W kilka godzin później radca odjechał, usprawiedliwszy się przed panem Eugeniuszem, że nadzwyczaj ważne interesa powołują go natychmiast do Warszawy.
O prawdziwej przyczynie wiedziała tylko prezesowa i panna Wiktorya, której, przy pożegnaniu, życzył szczęścia i najlepszego losu, i dodał że prawdopodobnie wyjedzie na zawsze z Warszawy, aby resztkę życia przepędzić w jakiem samotnem ustroniu, zdaleka od ludzi i od wspomnień, jeżeli wogóle można się przed wspomnieniami ukryć.
Młoda osoba przyjęła słowa pożegnania z uśmiechem i wyraziła nadzieję, że szanowny radca namyśli się jeszcze, że pozostanie w ulubionej Warszawie, a dla dawnych i dalszych znajomych zachowa na zawsze uczucia przyjaźni...