Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

— Ja mam nabywców i jestem w trakcie układów.
— Któż to, jeżeli zapytać wolno...
— Chłopi...
— Ależ oni pieniędzy nie mają...
— Nic nie szkodzi, nie mają odrazu, ale mieć będą częściowo — rozkładam im wypłatę na lat dziesięć...
— A czy twoi wierzyciele zechcą czekać?
— Sądzę, że tak.
— I na czem ten sąd opierasz?
— Układam się z nimi, i jak dotychczas trudności nie czynią.
— I zapewne darmo robią tę łaskę?
— To już kwestya układu, szanowny panie...
Adwokat wpadł w zły humor, rozgniewał się. Z właściwą sobie szorstkością, a w dosadnych wyrazach, powiedział młodemu człowiekowi, że interes pieniężny to nie romans, że wszelkie sentymenta należy na bok odrzucić i traktować rzecz po kupiecku, realnie.
Mówka nie sprawiła pożądanego efektu, pan Marcin wysłuchał jej w milczeniu, poczem pożegnał jak najgrzeczniej zirytowanego prawnika i odjechał do domu.
Upłynęło kilka lat, zanim wszystkie interesa według swego planu przeprowadził; układy z chłopa-