posażyć i wydać za mąż... Zawsze też mówili państwo Marcinowie, że mają troje dzieci: Józia, Leonka i Władzię...
Ta ostatnia, w początkach zwłaszcza, niemało przybranej matce przyczyniała kłopotu... temperamentem żywym, niepokornym, ognistym.
Była nad wiek swój wysoka, a przytem chuda, niezgrabna, ruchliwa jak wiewiórka; oczy miała czarne, pełne blasku, a na głowie istny las włosów ciemno-kasztanowatych, powichrzonych, niepokornych jak ich właścicielka. Ileż to bywało ambarasu i roboty z tą twardą czupryną! Ledwie że uczesana, ledwie pod opaskę z szerokiej wstęgi ujęta, już za chwilę rozwichrzyła się na wszystkie strony, niby grzywa rozhukanego źrebca; grubemi pasmami wydobywała się z pod wstążek, spadała na czoło; jeżyła się dziko na samym czubku głowy.
Władzia miała wówczas, gdy ją pan Marcin do swego domu przywiózł, siedm lat życia dopiero, książka była jeszcze dla niej osłonięta mgłą tajemniczności, liter dziewczyna nie znała, umiała tylko skakać, śpiewać, figlować, gonić się z psami po dziedzińcu, wypatrywać gniazdka ptasząt w ogrodzie. Żaden płot nie stanowił dla niej przeszkody, przez najszerszy rów umiała przeskoczyć, a wdrapać się na drzewo było dla niej zabawką.
Pierwszego dnia po przybyciu do Bud, zapytana
Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/50
Ta strona została skorygowana.