Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/57

Ta strona została skorygowana.
III.

Mosiek wracał z wyprawy dumny, z podniesionem czołem, niby tryumfator po walnem zwycięztwie.
Wszystko załatwił doskonale, dał dowód, że ma nie od parady głowę na karku, że może prowadzić interesa... Nie były one, co prawda, trudne i nadzwyczajne, ale kto inny może nie wywiązałby się tak doskonałe z zadania.
Zsiadł z bryczki, wszedł do pokoju pana Marcina śmiało i rzekł:
— Pan dobrodziej myśli, że ja nic nie załatwiłem, a ja załatwiłem wszystko; pan dobrodziej myśli, że źle i nieakuratnie, tymczasem najlepiej i najakuratniej...
— No, do rzeczy, mój Mośku, do rzeczy...
— Zaraz... po kolei... Naprzód, ja miałem pojechać do Woli, żeby się dowiedzieć, czy pan Sakowski powrócił z Warszawy. Inny traciłby na to czas, chodził do kuchni, pytał ludzi, bałamacił, ja nie! Ja odrazu tylkom spojrzał, poznałem, że pan Sakowski już jest.
— Proszę, jakim sposobem?
— Stał na dziedzińcu i bardzo krzyczał na fornala, że konia okulawił... Ja przyszedłem do pana