Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

ki czas na to! Ludzie mogą sobie tworzyć różne teoryjki, ale życie nie stosuje się do nich; ono płynie silnym, wartkim prądem, obala przesądy, wygładza nierówności, stwarza nowe kierunki i dążenia. Mało mnie to rozczula, że wielki finansista, siedząc w swym gabinecie i bawiąc się cyframi, przepowiada nam upadek, niby Jonasz grzesznej Niniwie... Nie wierzę takiemu Jonaszowi i nie uznaję jego proroctw, gdyż wiem i bez niego, że w życiowej walce każda jednostka słaba i niedołężna upaść musi, a silna i wytrwała nie zginie, więc gdy czuję w sobie moc ducha, gdy wierzę w siły własne, umiem pracować i wytrwać, to śmieję się z Jonasza... Czy przy warsztacie, czy na roli, czy w naukowej pracowni, siła ducha podtrzyma tego, kto ją posiada... Zapaliłem się oto, i powiedziałem mieszczuchom verba veritatis...
— Jakże to przyjęli?
— No... jużcić nie mogę powiedzieć... grzecznie dość, uprzejmie, z słodko-kwaskowatym uśmiechem. Dyskusya przeciągnęłaby się dłużej, ale mój szanowny szwagierek, także typowy mieszczuch, wygodnicki, sybaryta, a przytem winciarz żarliwy, rozbił towarzystwo, zabrawszy dyskutujących do zielonych stolików. Ja nie grywam, przyłączyłem się więc do grona kobiet i podziwiałem prawdziwie warszawskie