Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

cin, nie szafuj tytułami tak hojnie, sam bowiem prędzej możesz dziadkiem zostać, niż ja. Helenka to już panna na wydaniu, a że ładna, dobra i nie biedna, to ani się spostrzeżesz, jak ci ją z domu zabiorą...
— Owszem, owszem, byle szczęśliwie... Okulary już mam, bo mi są do czytania potrzebne, a tabakierkę kupię sobie przy pierwszej bytności w Warszawie.
— Na co?...
— Nie wyobrażam sobie dziadka bez tabakiery i okularów, a skoro przepowiadacie mi państwo... więc chcę być przygotowanym na tę ewentualność.
— Leonek pisał do nas przed tygodniem — rzekła pani Zofia — i przysłał dwie paczki książek... przywieziono je dziś z kolei; właśnie Władzia wybiera je i chowa do szafy.
W sąsiednim pokoju, pochylona nad stołem zarzuconym książkami stała Władzia. Brzydka przed laty poczwarka przemieniła się we wspaniałego motyla; z niezgrabnej, chudej dziewczyny, o zjeżonych włosach i ruchach wiewiórki, wyrosła okazała panna, jaśniejąca blaskiem niepowszedniej, bardzo oryginalnej urody.
Wysoka, silnie zbudowana, przytem nader kształtna i zgrabna, była uosobieniem siły, zdrowia i pogodnego humoru. W dużych jej oczach malowała