Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

— Fe, dalibóg! W waszej głowie nie może się zmieścić taka prosta rzecz, że każdy człowiek ma interesa i że każdy interes, choć nie ma bata w garści i nie krzyczy wio! bardziej jednak człowieka pogania, aniżeli pocztylion konie, gdy z bogatym panem ekstrapocztą jedzie...
— Ja żadnego interesu nie mam, do domu jadę po gospodarsku, bydlęcia nie morduję. Zabrałem was po drodze, bo taka była moja wola. Chcecie siedzieć na furze, to siedźcie, a jeżeli nie, jeżeli wam pilno, to złaźcie i lećcie na piechotę... Mnie tam wszystko jedno.
Żyd nic na to nie odrzekł, wiedział, że upartego chłopa nie przekona. Zapalił fajkę, puścił wodze myślom i zastanawiał się w ogóle nad chłopską naturą, tak bardzo różniącą się od jego nerwowego, gorączkowego niemal temperamentu; chłop zaś o żydowskiej ruchliwości rozmyślał.
— Słuchajcie no, Mośku — odezwał się po chwili.
— Co chcecie?
— Dla czego wam zawsze tak pilno?
— Co mam się tłómaczyć! Pilno, bo pilno. Są takie interesa, których wy wcale nie rozumiecie.
— O!
— Ja was dobrze znam, wasze pomyślenie ciężkie jest.
— Za to sprawiedliwe...