Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/9

Ta strona została skorygowana.

— Kamień też jest ciężki, ale to nie znaczy, żeby miał być sprawiedliwy; zresztą, jeżeli chcecie koniecznie, to wam powiem, tylko poganiajcie konia...
— Na co? Ja i bez was wiem.
— Kiedy wiecie, to dla czego pytacie?
Chłop się rozśmiał.
— Dla tego, że kuczy mi się jadąc i żeby trochę porozmawiać...
— Dziwny wy człowiek, Piotrze...
— Niby w czem dziwny?
— Nie chcecie popędzić konia, a popędzacie mój język, żeby gadał...
— Ja za konia dałem sześćdziesiąt rubli na wiosnę, a wy macie język darmo i bez żadnego kosztu... Choć moje pomyślenie ciężkie, ale sprawiedliwe, i ja sobie każdą rzecz dobrze w głowie rozważę i rozmiarkuję.
— Ciekawość, jakie to wasze miarkowanie jest?
— A no, jest. Nam, gospodarzom, nie pilno, bo my robimy koło roli, ona nie ucieka; żydy zaś robią koło wiatru, to się śpieszą, bo wiatr pędzący jest: dopiero był, już go nie masz. No, Mośku, może nie tak?
Żyd głową pokiwał, machnął ręką i rzekł:
— Słuchajcie no, Piotrze, wyście powiedzieli mądre słowo. Ja się dziwię, skąd ono do waszej głowy przyszło, takie prawdziwe, sprawiedliwe słowo!