Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego?
— Badanie będzie łatwiejsze, stawią się świadkowie, może współoskarżeni...
— Jak ty Władziu zawsze wszystko w żarty obracasz!
— To moja metoda stała, i jeżeli chcesz, mogę ci wykazać jej zalety nieocenione...
— Owszem, proszę cię...
— Bardzo prosta rzecz. Gdy ci smutno, gdy cię serce boli, gdy tęsknisz lub cierpisz, śmiej się...
— Czyż to możliwe?
— Dlaczego nie, chciej tylko, a przekonasz się, że można...
— I cóż mi przyjdzie z tej komedyi?
— Bardzo wiele... Przedewszystkiem nikt nie będzie cię zapytywał o przyczynę smutku, bo nie domyśli się, że go masz w głębi duszy; nikomu na myśl nie przyjdzie, aby cię badać i poddawać twe serce wiwisekcyi, jak żabę, lub królika. Masz przykład sama na sobie, gdybyś się nie była zadumała przed chwilą, gdybyś śmiała się wesoło, czy ja dręczyłabym cię teraz pytaniami?
— Masz słuszność, doskonale przedstawiasz zalety maski, ale nie każdy nosić ją umie... Ja zdolności tej wcale nie posiadam.
— I po dawnemu będziesz chodziła często z zasępionem czołem...