Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/107

Ta strona została skorygowana.

typatycznie nie cierpiał i wieczne wojny z nią toczył.
Mówił basem, tak głośno, że go o wiorstę było słychać; klął piorunami, siarką, smołą, marnością, nieszczęściem — i pod tym względem miał repertuar niesłychanie bogaty. Zdawało mu się, że przy takim wrzasku, krzyku, pogróżkach, wszystko w gospodarstwie inaczej idzie, że woły prędzej stąpają, konie wyżej łby noszą, a nawet marne owce w owczarni, lepszą chęć mają do jadła, słysząc, że ktoś wszystkich, a więc i owczarza, przeklina.
Taką miał metodę. W obecności pana Jana, cokolwiek głos zniżał, ale, gdy widział, że dziedzica nie ma blizko, wstrząsał wrzaskami powietrze.
— Co nie ubijesz, to nie ujedziesz — mawiał — a czego nie wykrzyczysz, tego nie masz, a czego nie masz, tego ci nikt nie da...
Muchowicz miał i do spirytualiów skłonność, ale służbista i rigorosus, upijał się tylko w miasteczkach, po za granicami majątku, żeby ludziom przykładu złego nie dawać. Swoją drogą, wiedzieli wszyscy o tej słabostce, i nieraz z tego powodu pan „rządca” przycinek jaki usłyszał. Udawał