Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/111

Ta strona została skorygowana.

— To ja pomagać ci będę.
— Masz ty dosyć własnego zatrudnienia, moje dziecko; gdzieżbym mógł pozwolić, żebyś mnie miała wyręczać? Ja sobie dam rady, aby jeszcze ten rok... tylko ten.
— A później?
— Później będzie lepiej.
— Biedaku! powtarzamy to sobie od lat kilku, i zawsze jest to samo. Powiedz mi, Janku, od kogo list otrzymałeś onegdaj?
— Jaki list?
— Nie pamiętasz już? z poczty. Widziałam go przecież, pismo zupełnie mi obce.
— To był list od Sakłakowskiego.
— Zapewne upomina się o procent?
— Gdyby tylko! Płaciłem mu zawsze najpunktualniej. On, moje dziecko, kapitału chce, mówi, że córkę za mąż wydaje, że przyszłemu zięciowi posag ma wypłacać, że na to funduszów nie ma i stanowczo żąda zwrotu sumy. Notabene, to już nie pierwszy list, pisał już o to samo przed miesiącem.
— I nic mi nie mówiłeś?
— Byłaś wówczas chora, nie chciałem cię martwić; zresztą, myślałem, że da się to