Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/119

Ta strona została skorygowana.

stogu. Zosia mówi, że równie pięknych rzeczy w życiu swojem nie widziała. Namawia mamę, babcię i pannę Gracyę, aby weszły na stóg, ale one nie chcą.
Józio dostrzegł z wysokości bryczkę, toczącą się po gościńcu. Była to bryczka pocztowa, zaprzężona w parę koni dość chudych, lecz biegnących względnie szybko; pocztylion w ciemno zielonym płaszczu powoził.
— Mamusiu! mamusiu! — zawołał Józio z góry — to pan doktór!
— Ach, jak to dobrze — rzekła panna Gracya, — żeby go też można jakim sposobem sprowadzić. Panie Muchowiczu!
— Słucham, co pani rozkaże?
— Mój panie, czyby pan nie był łaskaw zawołać, żeby brat mój, który tam oto jedzie gościńcem, zatrzymał się i tu do nas na chwilę przyszedł, lub przyjechał, ale to tak daleko, on zapewne nie usłyszy.
Muchowicz wzruszył ramionami z politowaniem.
— Proszę pani — rzekł, — choćby o wiorstę dalej był, to także można zawołać, przecież nie na końcu świata!