Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/13

Ta strona została skorygowana.

Kościołek stał na wzgórzu, które nad okolicą panowało; okolica była smutna, ale ładna; łąki, pola, małe pagórki, gaje, bystra rzeczułka, dokoła lasy. Wśród pól i łąk wioski, folwarczki, parę wysokich, czerwonych kominów fabrycznych, młyn nad rzeczką, kilka wiatraków na wzgórzach.
Bosa Wola znajdowała się na najwyższym punkcie okolicy. Można było z tego punktu obejmować wzrokiem cały horyzont, widzieć wozy i bryczki, toczące się po drogach, ludzi na polach, bydło na pastwiskach.
Mrok zapadał szybko, jak zwykle na jesieni. Obejmował ziemię, rozścielał się na płaszczyźnie, krył w sobie drzewa, domy, wiatraki, szarzał coraz bardziej, czerniał aż wreszcie wszystko ogarnął, prócz błyszczących w oknach siedzib ludzkich światełek. Było ciemno i cicho, drewniana wieżyczka kościoła ukryła się w cieniach nocy, ani jedna gwiazda nie przyświecała na niebie.
Łukasz miał racyę, przepowiadając słotę, bo chmury zasłoniły całe niebo. Nagle od strony lasu zajaśniało.
Blask był czerwony od smolnej pocho-