Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

dni, którą trzymał człowiek, jadący na koniu; za tą pochodnią ukazała się druga, trzecia czwarta; dalej kilka powozów z latarniami, bryczki i znów pochodnie. W świetle tem widać było pędzące wyciągniętym kłusem konie, sylwetki ludzi na bryczkach, od czasu do czasu rozległ się trzask długich biczów i nawoływanie woźniców.
Łukasz, ujrzawszy te światła, co prędzej do kościoła pobiegł i świece zaczął zapalać. Kąkolski z szafy dobywał najbogatszą kapę, z plebanii kilku księży nadeszło.
Wnętrze kościółka przy oświetleniu istotnie bardzo ładnie wyglądało; napełniał je zapach świerkowych gałęzi, których cienie w fantastycznych zarysach kładły się na ścianach, ołtarzach i posągach. Nawet wypłowiały dywan bogato się przy oświetleniu wydawał.
Niebawem przed bramą ogrodzenia kościelnego zadudniły koła, w przedsionku dał się słyszeć odgłos kroków i szelest sukień kobiecych.
Wnet też z pod grubych palców Kąkolskiego, który po bohatersku zaatakował klawiaturę i wszystkie pedały, rozległy się dźwięki imponującego marsza. Wirtuoz