Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/142

Ta strona została skorygowana.

— Ach, pastuch! to zupełnie co innego. Sądzę, że żartowałeś sobie z biedaka, doktorze, ordynując mu ostrygi i stare wino...
— Zupełnie tak samo, jak pan żartuje ze swoich sąsiadów, ordynując im banki, kiedy oni mogą mieć tylko lichwiarzy.
Panie się roześmiały. Pan Karol się zarumienił, ale usiłował bronić swego zdania.
— Wziąłeś pan przykład niemożliwy — jakiegoś wyjątkowo marnego biedaka — a ja nie mówiłem o ludziach straconych, dla których żadnego ratunku już nie ma, lecz o takich, którzy mają jeszcze siły...
— Zgoda, bardzo dobrze. Zostawmy w spokoju pastucha, weźmy innych, którzy pozornie mają się niby dobrze, ludzi należących do tak zwanej intelegencyi; tych, którym praca daje mały dochód, a względna oświata wytwarza duże potrzeby. Mówię, panie, o tych nieszczęśliwych, którzy kosztem nadzwyczajnych wysiłków, chcą żyć jak ludzie, chcą coś czytywać, kształcić dzieci, — a nie mają na to. Mówię wreszcie o tych, którzy posiadając kawałek ziemi, chcą się przy nim bądź co bądź utrzymać, wkładają więc w niego cały zasób