Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/15

Ta strona została skorygowana.

z Bosej Woli zdobył się na znakomity pomysł: zamiast dwóch brakujących tonów potrzebnych, dał trzy niepotrzebne, i wywołał effekt nieopisany.
Orszak z przedsionka zbliżał się do ołtarza.
Naprzód szli panowie starsi, czarno ubrani i panie, w jedwabnych sukniach, młodzież wyfraczona i panienki w powiewnych tarlatanach: wszyscy ugrupowali się na stopniach ołłarza, pozostawiając wolne miejsce. Gromadka ciekawych wieśniaków cisnęła się także.
Po niejakiej chwili, ukazała się młoda osoba w białej sukni, z myrtowym wieńcem na głowie, z długim, przezroczystym welonem, osłaniającym jej prześliczne ramiona. Szła śmiało, promieniejąca radością, szczęściem i niezwykłą urodą. Oparta na ramionach dwóch braci, zbliżała się do ołtarza pewnym krokiem, a doszedłszy do stopni, uklękła i podniosła w górę duże, czarne oczy, jak gdyby tem spojrzeniem Bogu podziękować pragnęła, że spełnia jej marzenia.
Za nią dwie panienki, również biało ubrane, wiodły młodego człowieka, który spoglądał tak, jakby, co najmniej, świat zdobył i niesłychane trudności pokonał.