Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/164

Ta strona została skorygowana.

nie zobaczą jego upadku, i daj Boże, by go nie zobaczyły. Ale, panie, moje oczy już stare, one długo patrzeć nie będą, one już dziś na ziemię więcej patrzą, niż przed siebie, aniżeli na świat dokoła. Niedaleki czas ich zamknięcia, a co będzie później na świecie... ja nie prorok...
Stary siedział na krześle, brodę gładził, tabakę zażywał — i milczał; doktór zamyślony po pokoju, od kąta do kąta, chodził. Nareszcie zatrzymał się nagle i zapytał:
— Chciej mi pan powiedzieć, ale szczerze, czy dla takich biedaków, jak ten, którzy zmuszeni są szukać u was pomocy — są jakie drogi wyjścia? czy nie?
Żyd uśmiechnął się nieznacznie.
— Na takie zapytanie — odrzekł — może być bardzo długa odpowiedź; jeżeli pan chce, może być nawet kilka.
— Ale powiedz pan wprost, bez obwijania w bawełnę.
— Owszem powiem panu: droga jest... drogi nie ma... droga mogłaby być...
— Nie rozumiem.
— Prosty interes. Gdyby taki pan, kopiąc ziemię, znalazł skrzynię pieniędzy, gdyby miał szczęście i wygrał wielki los, gdyby oddziedziczył znaczną fortunę, gdy-