Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/167

Ta strona została skorygowana.

cież wypoczynku jej trzeba, nim Pan Bóg da długi, długi sen... Ja idę, kłaniam się panu doktorowi, dziękuję za radę — a o swego przyjaciela niech pan spokojny będzie. Póki ja żyję, będą go jedli, ale będą jedli po kawałku — całkiem go nie zjedzą przynajmniej.
Stary żyd powlókł się przez błotniste uliczki miasta do swojego domostwa, a doktór został sam i zamyślił się głęboko.
— Ma racyę Maneles — dumał — ma najzupełniejszą racyę, mówiąc o tym biczu, uplecionym z nici, wyrwanych z serca i ukąpanych we krwi... Ten boleśnie zacina i skutecznie popędza. Jednak, czy nie ma środka, żeby biedakom przez ten bicz smaganym, drogę, po której biegną, ułatwić, żeby na niej tylu przeszkód i szkopułów nie było.
Nim zdążył dać sobie na to pytanie odpowiedź, usłyszał turkot bryczki przed domem i niebawem zobaczył przed sobą pana Karola.
Medyk-amator był w doskonałym humorze. Twarz mu płonęła rumieńcem, oczy miał pełne blasku.
— Co za szczęśliwe zdarzenie! — zawo-