Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/172

Ta strona została skorygowana.

dla drugiego. Skoro on nam ojcem, to myśmy bracia, a jako tacy, powinniśmy się wspierać i bronić nawzajem.
— Panie — rzekł pan Karol, — nie wiem, co mam panu odpowiedzieć. Przedewszystkiem, jako człowiek oddany badaniu tak racyonalnej i pozytywnej nauki, jak medycyna, bawić się nie mogę w idealne marzenia. Nie moją rzeczą jest dysputować o tem, czego nie widzę, ani też nie do mnie należy stosowanie różnych chimerycznych teoryj w praktyce. Co kto lubi, panie: jeden poezyę, drugi prozę, jeden fantazyę, drugi grunt... Ja wolę prozę i grunt, marzeń znać nie chcę i dziwię się, że pan medyk, człowiek uczony, przyrodoznawca; dajesz się unosić jakimś niepochwytnym marom, chcąc rozkładać ciężary jednostek słabszych na karki silniejszych. Nie, panie, to nie idzie, to się na nic nie zdało.
— Czy pan dobrodziej zna bajkę o ojcu, trzech synach i pęku trzciny?
— I tę, i dziesięć podobnych znam, ale cóż mnie to obchodzi? Ja mam swoje, swojego pilnuję; czy mi lekko, czy ciężko, to mnie obchodzi, nie narzucam się nikomu. Od nikogo nic nie chcę i pragnę, aby nikt nic nie chciał ode mnie. Taki stosunek