Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/178

Ta strona została skorygowana.

się na wschodzie, lampa dogasała w pokoju, zegar blizko trzecią godzinę wskazywał...
Doktór na spoczynek się udał. Zaledwie oczy zmrużył, ktoś do drzwi gwałtownie zaczął się dobijać. Po chwili już nietylko do drzwi, ale do wszystkich okien naraz kołatano, krzycząc gwałtu.
Doktór zerwał się z łóżka, pobiegł do okna, lufcik otworzył.
— Co to? — zapytał — pożar?!
— Aj waj, panie doktorze! gorzej, jeszcze gorzej, gwałt!
— Niech pan wstaje prędzej, niech pan idzie, niech pan śpieszy.
— Ależ co? gdzie, do kogo?
— Nieszczęście!
— Mówcież nareszcie, co się stało?
— Oj, panie! Maneles, Maneles umiera!
— Dziś był u mnie.
— Był, a teraz już nie jest, może już wcale nie jest! Niech pan doktór śpieszy, na gwałt niech pan śpieszy.
Ditto szybko się ubrał i pobiegł na miasto. Pomimo tak wczesnej pory, właściwie pomimo nocy, przed domem Manelesa zgromadził się tłum żydów. Wieść o bliskiej śmierci starego bogacza, jak iskra elektryczna, obiegła całe miasteczko. Kto żył,