Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/180

Ta strona została skorygowana.

pełnie i rzekł: Teraz poślijcie po doktora, ja już nie potrzebuję jego rady, ale chciałbym go widzieć. Myśmy posłali po pana, ratuj go pan, jeżeli można.
Doktór wszedł do stancyi. Maneles leżał na łóżku: długa biała broda spadała mu na piersi, oczy miał jakby zamglone. Gdy zobaczył doktora, podniósł się trochę na ręku.
— Jak to dobrze, że pan przyszedł — rzekł głosem słabym i bezdźwięcznym, — ja chciałem pana pożegnać.
— Ależ panie!
— Ja wiem, co mnie czeka.
— Pozwól-że pan, zobaczmy.
— Już czas przyszedł, mnie pomódz nie można. Może pan sądzi, że mi co dolega? Nic, tylko siły nikną. Pan Bóg woła, trzeba iść. Ja chciałem pana jeszcze raz widzieć, bo myśmy z sobą czasem rozmawiali, i dużo nawet rozmawiali, a ja panu jeszczebym niejedno powiedział...
Zwiesił głowę na piersi, oczy przymknął. Blady był jak płótno; na wysokie, gładkie czoło wystąpiły grube krople potu. Wyschłemi, kościstemi palcami skubał bieliznę na sobie.