Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/186

Ta strona została skorygowana.

jest — pan uczony, pan doktór, idzie pan z nami na cmentarz?...
— Dla czego nie?
— Nas to bardzo dziwi...
— A mnie wasze zdziwienie gniewa. Kogoż to chowacie?
— Kogo? no — żyda chowamy.
— Nie, dobrzy ludzie, nie za żydem ja idę, nie żydowi oddaję pośmiertne honory.
— Co pan mówi? alboż Maneles nie był żyd? Właśnie był sprawiedliwy, nabożny, uczony żyd — żyd co się zowie.
— To mi wszystko jedno. Dla mnie był to przedewszystkiem człowiek. Człowiek moralny, uczony, zasługujący na szacunek. Z tego powodu, uważałem za obowiązek oddać mu ostatnią przysługę.
Żydzi kiwali głowami, ale to uznanie pochlebiało im.
Przy wyjściu z kirkutu, kiedy już nad szczątkami Manelesa wznosiła się świeża mogiła — doktór zwrócił się do bogatszych honoratiorów miasteczka i rzekł:
— Bardzobym pragnął, aby zasady tego człowieka, którego pogrzebaliśmy przed chwilą, nie były zakopane w ziemi z nim razem — aby te nauki, które on dawał, stały się waszem przekonaniem — abyście pamię-