Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/188

Ta strona została skorygowana.

że on kaleczy go i zakrwawia. Może też liczył na swoje siły, na pracę.
Siodłowski z gromadą robotników pracował; zręby nowych budynków już się bieliły zdala, już i wiązania na dachach się wzniosły, już i gonciarze ze swym wyrobem na tych dachach pracować zaczęli, a pieniądze szły jak woda, leciały niby wióry z pod hebla.
I nie dość na tem. Oprócz robotników, przy budowie zajętych, przychodzili po wypłatę żniwiarze, bo sierpy i kosy już zaczęły dzwonić po polach, garście leżały na zagonach, wiązano snopy, aby je zwozić do stodół. Ruch to wtenczas na wsi gorączkowy, szalony. Młody Maneles, któremu w sukcesyi po ojcu tytuł starego przypadł, bywał częstym gościem w Stawiskach. Kontraktował zboże ledwie zżęte, lub niezżęte, dawał zaliczenia, spisywał umowy. To kupił, tamto kupił, a czego sam nabyć nie mógł, lub nie chciał, na to przysyłał „kupca”, ma się rozumieć swego wspólnika, który się jednak do spółki nie przyznawał i na Manelesie psy wieszał, wystawiając go przed panem Janem jako najgorszego oszusta i łotra. Maneles ze swej strony, znów tamtemu epitetów najgorszych