Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/195

Ta strona została skorygowana.

naniu, że tą drogą stanie na własnych nogach, odzyska niezależność, zgromadzi fundusz na edukacyę dzieci, na zabezpieczenie starości. Nieraz nawet dawał się z tem słyszeć:
— Poczekajcie no — mówił, — rok, dwa, trzy, wszystko będzie inaczej.
Maneles uśmiechał się, potakiwał, życzył, żeby się to jak najprędzej urzeczywistniło, ale wiedział doskonale, że tak nie będzie, i tolerował w dalszym ciągu dobrego ekonoma.
Przerzedzone przez grad zboże podniosło się jakoś, dojrzało, padło pod ostrzem sierpów i kos, i zapełniło nowe stodoły, które Siodłowski na czas, jako był przyobiecał, wykończył. Świeżo sprowadzona młocarnia warczała i dudniła, poruszana czterokonnym kieratem; na polach krajały ziemię nowe pługi. Z chwilą zbliżającego się siewu nowa otucha w serce wstępuje, z ziarnem, rzuconem w rolę, kiełkują nowe nadzieje. Pan Jan żwawiej uwijał się po polach.
Jednego wieczoru, gdy od roboty już wracał, ujrzał nadjeżdżającego doktora.
— Dokądże to doktór kochany jedzie? — zapytał.