Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/196

Ta strona została skorygowana.

— Umyślnie do was...
— Doskonale, gdzież to zapisać? Na palcach można policzyć twoje u nas wizyty, doktorze.
— Nie moja wina, że nie chorujecie — odrzekł Ditto.
— Wiesz pan, że nie o takich wizytach mówię. Ile razy konie posłać po pana, gdy potrzeba zachodzi, natychmiast śpieszysz, nie dasz na siebie długo czekać, lecz rzadko nas odwiedzasz jako gość.
— To już wina mego zawodu, kochany panie Janie, nie zawsze mogę czasem swym rozporządzać. Cóż słychać u was, zdrowiście?
— Zdrowi, matka trochę niedomaga, ale to w jej wieku rzecz zwyczajna, lada co staruszce zaszkodzi. Zresztą, wszystko po dawnemu.
— Czy dawno wyszedłeś z domu, panie Janie?
— Po obiedzie.
— Więc nie wiesz, czy jest kto u was?
— Któżby miał być?
— No, nie wiem, tak się tylko pytam, przez ciekawość, może kto z sąsiadów?