Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/201

Ta strona została skorygowana.

jak ślepy. W polu widzieć, bo widzę, choćby najmniejszą ptaszynę, ale co pisma, to nic, choć, po prawdzie, i z maleńkości niebardzo ci ja był do takich jenteresów chytry... Przecie co nieco, choć piąte przez dziesiąte, wiem, co tam stoi.
— Tu dużo rzeczy stoi, mój wójcie, i o niejedno będziemy się spierali.
Chłop zaczął się po głowie skrobać swoim zwyczajem i z nogi na nogę przestępować.
— Naprzód, chcecie ode mnie drzewa na jakiś most.
— A juści, tak pisarz powiadał, przecie mostu bez drzewa nie sporządzi, a już kaducznie zmarnowany. Żyd z biedką i z koniem zawalił się het! w wodę, ledwie go wyciągnęli, i jeszcze pomstował, wygrażał, że na skargę pójdzie.
— No, dobrze to jest, ale zkąd racya, żebym ja miał drzewo dawać?
— Juści, wielmożny dobrodzieju, ja tam gadać, że niby racya, nie gadam, jeno się żyd mało nie zatopił, to prawda. Baliki były zgniłe, żyd objazdu nie znał, wpakował się w sam środek i biedy narobił. Gdyby nie ten niedowiarek, most byłby jeszcze dwadzieścia lat mógł stać, bo nikt po