Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/205

Ta strona została skorygowana.

— To niedobrze... to bardzo niedobrze... Nie będziecie wy w tych dniach w Wólce?
— A toć jutro do dnia pojadę za podatkami.
— Mój wójcie, proszę was, powiedzcie Walkowi, żeby do mnie przyszedł, a lepiej, żeby przyjechał. Dam mu parę korcy zboża i trochę drzewa na stodołę.
Wójt spojrzał na p. Jana zdumiony, w głowie mu się pomieścić nie mogło, dlaczego człowiek ten, który się spiera o drzewo na mostek, chce jednocześnie dać drzewa chłopu na stodołę.
— Wielmożny panie — rzekł nieśmiało, — jakoś mi to do głowy nie idzie, że pan na jedno tak, a na drugie inaczej...
Pan Jan rozśmiał się.
— Moi kochani — rzekł, — rozważcie to sami swoim rozumem, a jeżeli nie pomiarkujecie, to wam wolnym czasem wytłómaczę. A jakże nasze układy co do lasu?
— Namyślają się gospodarze, ale...
— O cóż chodzi?
— Ha, wielmożny dziedzicu, jak to u nas, między chłopami, jedni powiadają, że swój las dobra rzecz, drudzy, że serwitut też dobra rzecz, a zgody nie ma. Ten mą-