Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/213

Ta strona została skorygowana.



Kilka lat upłynęło — i znów organista Kąkolski z dziadem Łukaszem po kościele się krzątał. Osadzano świece w ogromnych lichtarzach drewnianych, znoszono kwiaty, zasłaniano okna. Były to przygotowania do uroczystości żałobnej. Na środku kościółka ustawiony już był wysoki katafalk, pokryty czarnem suknem, i właśnie go Kąkolski z Łukaszem kwiatami ubierał. Śpieszyli się, aby na czas wydążyć, bo orszaku żałobnego spodziewano się lada chwila. Ze Stawisk nadciągnąć on miał; matka pana Jana umarła. Skończyła ciche i pracowite życie prawie niespodzianie, dwa dni tylko chorując. Nikt z otoczenia jej nie przypuszczał, że koniec tak blizki. Zgasła prawie bez cierpień, z uśmiechem na ustach, pobłogosławiwszy dzieci i wnuki.