Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/216

Ta strona została skorygowana.

Mówiono, że ma szczęście — i miał je istotnie. Różne interesa dla pana Jana robił — sam i na współkę; pan Jan rozmaicie na nich wychodził: czasem dobrze, czasem źle; niekiedy zyskał, częściej stracił — Joel zaś zawsze dobrze, zawsze zyskiwał. Stał się niezbędnym w Stawiskach, bez niego nie można było korca zboża sprzedać; jeżeli nie wpływał do interesu wprost, to pośrednio, przez drugą, trzecią osobę. Każdy żyd, który do Stawisk przyjeżdżał, nim do dworu poszedł, wpierw, pod pozorem potrzeby odpoczynku i pokrzepienia się, do mieszkania Joela wstępował, tam informacyi i rad zasięgał i, już z gotowym, we wszelkich szczegółach obmyślanym planem, do pana Jana szedł i układ, jaki chciał, przeprowadzał.
Nie obywało się to bez sporu, gdyż właściciel Stawisk buntował się, chciał zrzucić z karku jarzmo, które na niego włożono, protestował, szarpał się...
To samo, mniej więcej, robi koń rasowy, wierzchowiec, przyzwyczajony do ruchów swobodnych i przestrzeni — to samo robi, gdy poczuje na karku twarde chomonto, a po za sobą ciężki ładowny wóz. Szarpie się i mocuje, chce zerwać pęta, rozbić