Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/218

Ta strona została skorygowana.

Nic; w najlepszym razie, resztka nędzna. A co będzie jutro, pojutrze, co za rok?... W takiem położeniu i myślenie skrępowane bywa. Pytanie: co będzie za rok wydaje się szczytem ironii, w obec nierozwiązanej kwestyi jutra i dni najbliższych, wydaje się satyrą bolesną. Za rok!? Wolnoż myśleć o tem, gdy nad głową, na delikatnym włosku, wisi miecz, który lada chwila może się urwać i zdruzgotać całe istnienie? Smutna tragedya życia!
Tem smutniejsza, że prosta, zwyczajna, pospolita... szara, jeżeli takiego wyrażenia użyć wolno. Niemniej przeto, jest ona straszna, a może nawet straszniejsza od wielu z tych, jakie w arcydziełach mistrzów podziwiamy. W tamtych siła wyższa, fatum, czy ananke, druzgotały człowieka jednem uderzeniem, niby ciosem potężnej maczugi; w tych, człowiek pada od ukłócia tysiącznych szpilek, kona powoli, traci krew, kroplę po kropli, aż do zupełnego wyczerpania — a łudzi się do chwili ostatniej... i szarpie.
Ten bat, o którym mówił Maneles, bat upleciony z tego, co w sercu jest, co w duszy, popędza — a uderzenia jego są niesłychanie bolesne. Panu Janowi, jak żydzi