Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/222

Ta strona została skorygowana.

można. Kultura, panie, kultura, dobre gospodarstwo!
— Robi się co można. Zkądże Pan Bóg prowadzi i dokąd? Może zechce pan zawadzić o moje ubogie progi?
— Dziękuję, ani sposób! Wyobraź pan sobie, dwa tygodnie już w domu nie byłem, pojęcia nie mam co się dzieje. Wracam z Warszawy; rozumiesz pan, że mi pilno zobaczyć, jak moja bieda wygląda. Jakże tu u nas, w okolicy? Cicho, spokojnie, klęsk żadnych? Ogień, pomór, grad mijał?
— Nic podobnego, na szczęście, nie było, a zresztą wszystko po dawnemu. Jakież sąsiad dobrodziej nowości z wielkiego świata przywozi?
— Massę, powiadam ci, całą furę, pełny wóz! ale wyobraź sobie, panie Janie, kogo widziałem?
— Kogożby?
— Naszego Eskulapa. Utył, powiadam ci, wygląda jak ćwik.
— On zawsze dobrze wyglądał.
— Tak, ale teraz szczególnie. Utył, zrobił się gruby, jak beczka, i jest jeszcze nieprzyjemniejszy niż dawniej.