Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/230

Ta strona została skorygowana.

doktora nie znam; wiem tylko, że gdybyśmy się trzymali razem, myśleli i działali zgodnie, łączyli nasze siły, to naturalnie, odporność nasza przeciwko wyzyskującym nas aferzystom i spekulantom, byłaby większa. Nie ma czego dowodzić, boć to rzecz powszechnie wiadoma. Nasze siły są rozstrzelone, każdy broni się na własną rękę, a ci, którzy na naszą zgubę działają, którzy wyzyskują nas — idą ławą. Dwudziestu, trzydziestu, stu handlarzy jednoczy się na to, aby jednego z nas w swoje szpony pochwycić; my nie potrafimy się złączyć nawet we dwóch, aby przeciwko jednemu spekulantowi się bronić. Niestety, panie sąsiedzie, smutna to prawda, której nie ma sposobu zaprzeczyć. Jesteśmy niby rozbite stadko kuropatw: którą chce wziąć jastrząb, to weźmie, bo sama jest, odosobniona, nikt jej z ratunkiem nie pospieszy. Nie rozumiemy interesu własnego, idziemy samopas, na oślep. Nie obchodzi nas, co się dzieje obok, o miedzę, czy sąsiad nasz...
— A na Boga żywego! Panie Janie, albo pan jesteś uczeń doktora, albo on pański uczeń. Zmówiliście się chyba na jedno. Kubek w kubek to samo mi kładł w uszy przez cały wieczór, i nie mówił, jak pan,