Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/235

Ta strona została skorygowana.

byle jakie takie resztki ocalić. Na miejscu wydziedziczonych, a raczej wyzutych z mienia, osiadali ludzie ani z gospodarstwem, ani z ziemią nic wspólnego nie mający. Osiadali tymczasowo, na rok, dwa, trzy, w nadziei, że się kupiec trafi, że fortunę z zarobkiem będzie można przehandlować. I trafiał się aferzysta, wyniszczał ziemię, wysysał ją — i nowego amatora czekał. Ci zaś z dawnych właścicieli, którzy dobrowolnie ustępowali, pragnąc resztki fortuny ocalić, w kolonizacyi, w detalicznej sprzedaży ratunku szukali. I na miejsce folwarków potworzyły się kolonijki, wioski nowe, tak, że okolicę trudno było poznać. W obec tego, ci, którzy pozostali na miejscu, ci, którzy pracowali i szamotali się z losem przeciwnym, sami, na własną rękę, działać musieli. Na nich to uderzały klęski losowe, na nich napierał Maneles, a po nim zwarta, karna, wyćwiczona falanga, ożywiona jednym duchem, jednym celem, chciwa, nienasycona; żarłoczna. Pozwalała ona wegetować swoim ofiarom, bo lepszych nad nie ekonomów i rządców znaleźćby nie mogła, ale na dochodach kładła łapę żelazną i zabierała je wszystkie, prawie co do grosza. Każdy z pracowników tych, własnym pozo-